W weekend przeczytałem pięć komiksów. Im wyżej są ułożone na zdjęciu, tym większe zrobiły na mnie wrażenie.



„Incela” czytało mi się dobrze, bo Jan Mazur jest dobrym scenarzystą i potrafi opowiadać. Podoba mi się, jak dużo przyziemności i codzienności jest w tym komiksie. Podoba mi się, jak Jan sportretował smutną rutynę. Podoba mi się wątek uwielbienia do black metalu. Podoba mi się, jak naturalnie wplótł w historię fora internetowe i komunikatory. Nie umiałem się jednak odnaleźć w samej tematyce. Czytając to wydawało mi się, że społeczność inceli, to jest bardziej żart, rodzaj prowokacji, niż realny styl bycia. Nie współczułem bohaterowi i przez większą część opowieści było mi obojętne, co się z nim stanie, bo każdą kolejną sceną udowadniał, że w tej beznadziei siedzi na własne życzenie. Jedyny aspekt, którym się przejmowałem był wątek romantyczny, bo – nie będę nikogo oszukiwał – ja zawsze kibicuję potencjalnej miłości.



W „Niedoskonałościach” nietypowe jest to, że Adrian Tomine wcale nie zabiega o to, żebyśmy polubili jego głównego bohatera. Wręcz przeciwnie, z każdą kolejną sceną rysuje coraz gorszy jego portret. Jako odbiorca cieszyłem się z każdej przykrości, która go spotkała. Aż do zakończenia…, przy którym nagle odezwała się we mnie empatia. I to jest chyba największym osiągnięciem autora. „Niedoskonałości” to obyczajowa historia ilustrująca, jak okropne może być życie, jeśli słabości wygrają. Noc po lekturze przyśniło mi się zakończenie tego komiksu, co uważam za ogromny komplement.



„The Black Holes” czytałem już drugi raz, bo chciałem sobie powtórzyć przed „Nocnym krzykiem”. Lubię styl Borji Gonzáleza. Jego komiksy płyną leniwie, gdzieś z boku wszystkiego, jak filmy o amerykańskich przedmieściach czy album „The Suburbs” zespołu Arcade Fire. Są pełne młodych ludzi, których przyszłość jest znakiem zapytania, i niszowej sztuki – punku, książek, poezji, komiksów i zinów. No i są przepięknie rysowane i kolorowane! „The Black Holes” opowiada o trzech nastolatkach, które zakładają punkową kapelę. Żadna z nich nie potrafi grać, jedna z nich pisze dziwaczne liryki, których pochodzenie jest inne niż się wydaje. W ich życie zaczyna się wdzierać historia sprzed 160 lat… Z przyjemnością wróciłem do tego komiksu, jest świetny!



„Nocny krzyk” jest nawet jeszcze lepszy. Wszystko, co podobało mi się w „The Black Holes” jest tu spotęgowane. Klimat rysunków jest przewspaniały! Kolejne sceny pochłonęły mnie; czułem się jakbym był dodatkowym, cichym bohaterem, a nie jedynie obserwatorem. Przemiłym zaskoczeniem było nawiązanie do bohaterek z „The Black Holes”. Bohaterka prowadzi sklep z książkami okultystycznymi, komiksami i zinami (a pośród nich zin, który wydaje sama – „Nocny krzyk”). W miasteczku, w którym mieści się jej sklep znikają ludzie. Plotka jest taka, że… Cudowny komiks; chcę więcej takich!

Trudno jest mi pisać o tym komiksie, bo boję się, czy w ogóle uda mi się oddać jego piękno. „O psie, który strzegł gwiazd” to jest jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie przeczytałem w życiu! To jest przejmująco smutna opowieść, ale to nie ma żadnego znaczenia, bo większą krzywdę zrobicie sobie nie czytając jej. Jeśli potraficie się dystansować do lektury, pewnie przebrniecie przez nią zasmuceni. Jeśli tak jak ja, przeżywacie każdy kadr, to będziecie płakać wielokrotnie (ja płakałem chyba z dziesięć razy). Takashi Murakami opowiada z niewiarygodną wrażliwością. Opowieść, którą snuje jest przepełniona po brzegi czułością; nie tylko dla psów, ale także dla ludzi. Kolejne rozdziały porywały moją wyobraźnię i nawet gdybym chciał, nie wydostałbym się z ich wpływu. Dla takich komiksów to medium powstało. Absolutne arcydzieło.