Blog tego gościa, który się szlaja. 📸

  • Advance Wars


    Spacer z przyjacielem po Wrzeszczu + klubokawiarnia Lang.fuhr + zabawa z projektorem

    Spacer z przyjacielem po Wrzeszczu + klubokawiarnia Lang.fuhr + zabawa z projektorem

    Mój przyjaciel, Rafael, jakiś czas temu przeprowadził się z Przymorza do Wrzeszcza. Tego dnia oprowadził mnie po okolicach, w których teraz mieszka. Tamtej okolicy za bardzo nie znałem, nie licząc ronda im. Güntera Grassa, bo kiedyś, lata temu, raz zjadłem w wegańskiej knajpie Avocado.

    Mijaliśmy sporo kamienic, klimatyczne alejki, gdańską „małą Wenecję”, dziwaczne podwórka (w jednym z nich użyto kibla jako doniczki!), zaskakująco dużo zieleni. To był krótki, ale przyjemny spacer.

    Zaszliśmy na jedno piwo do knajpy Lang.fuhr (Langfuhr to niemiecka nazwa dzielnicy Wrzeszcz), którą przyjaciel już znał, ale dla mnie była nowością. Wnętrze lokalu było połączeniem peerelowskiego mieszkania, przychodni i sklepu z rupieciami – bardzo lubię taki styl. Oboje z Rafaelem wybraliśmy to samo – klasykę polskiego kraftu, czyli Pacifica z Artezana. Dawno tego nie piłem, pyszne piwo.

    Na koniec dnia poszliśmy do nich do domu, grać w jedną z moich ulubionych planszówek – Neuroshimę Hex.

    Po powrocie do mieszkania rodziców odpaliłem projektor ojca (Samsung Freestyle), żeby podłączyć do niego konsolkę Anbernic RG40XXV i pograć w retro gry na ścianie. Kiedy siedziałem na kanapie zorientowałem się w lustrze, jak fajnie wygląda, kiedy obraz gry rzuca się na moją twarz. Zrobiłem sobie na szybko te zdjęcia z następującymi tytułami: Advance Wars (GBA), Contra (NES) i Final Fantasy 1 (GBA).

  • Advance Wars


    RG40XXV podłączone pod projektor Samsung Freestyle + Wielkanoc + spacer po Parku Oliwskim + wizyta w ProRocku

    RG40XXV podłączone pod projektor Samsung Freestyle + Wielkanoc + spacer po Parku Oliwskim + wizyta w ProRocku

    Zawsze jak śpię u rodziców w mieszkaniu, tata pożycza mi swój projektor, Samsunga Freestyle, żebym mógł pooglądać YouTube’a na ścianie. Tym razem byłem jednak lepiej przygotowany, bo przywiozłem ze sobą maleńkiego pada 8BitDo Zero 2 i kabel miniHDMI na microHDMI, które zamówiłem na AliExpress, żeby móc podłączyć konsolkę Anbernic RG40XXV do projektora. Tak właśnie rozpocząłem dzień, grając we wspaniałe Advance Wars (wersję z GameBoya Advance) na ścianie.

    Jestem mocno zaskoczony jakością obrazu, jaki oferuje ten projektor w tak zgrabnej, przenośnej formie. Kolory są ładne, wszystko jest ostre i wyraźne, nawet, jeśli wiosenne słońce zaczyna wpadać do pokoju przez nieszczelne rolety. Ze względu na rozłożenie mebli w pokoju gościnnym rodziców, Freestyle musi być ustawiony pod mocnym ukosem do ściany, a mimo to świetnie sobie radzi z automatyczną korekcją kształtu. Co prawda pokój gościnny rodziców jest zbyt mały, żeby obraz osiągnął największą możliwą przekątną obrazu (100″), ale w przypadku gier z taką małą rozdzielczością nie jest to problemem.

    Ta Wielkanoc była dla mnie wyjątkowa, bo moja siostrzenica oszalała na moim punkcie. Wcześniej bała się mnie, jako słabo znanego wujka, który przyjeżdża zbyt rzadko, żeby przełamać lody. I nagle jej się wszystko odmieniło. Nie odstępowała mnie na krok. Cały czas mi wszystko opowiadała. Chciała się bawić – odgrywać pojedynki pomiędzy zabawkami, grać w piłkę, malować wspólnie farbkami i kredkami. Wyszliśmy nawet tylko we dwójkę na osiedle, gdzie graliśmy w piłkę, zbieraliśmy kwiaty, rysowaliśmy kredą po boisku, no i bawiliśmy się zdalnie sterowanym samochodzikiem (moim zadaniem było nim sterować i podkładać pod niego głos, bo to była żywa istota, o pseudonimie Mały).

    Zjedliśmy rodzinnie śniadanie i obiad, a potem wyszedłem na jeden ze swoich spacerów. Dzień wcześniej nogi poniosły mnie nad morze, więc tego dnia miałem ochotę na coś innego – klimat Oliwy, jednej z moich ulubionych dzielnic Gdańska.

    Po drodze nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zrobić zdjęcia znakowi z czołgiem, który do dziś jest przymocowany na płocie Willi „Rekin”. To jest jedna z moich ulubionych gdańskich historii. Otóż przez lata przed willą rzeczywiście stał czołg T34/85, zanim nie doczepili się do tego urzędnicy. Mieszkał tam Jerzy Janczukowicz, płetwonurek, współzałożyciel Klubu Płetwonurków „Rekin”. Człowiek, który przez kilkadziesiąt lat wyławiał z dna Bałtyku i pomorskich jezior rzeczy z okresu II wojny światowej, w tym zachowane w całości wraki messerschmitta, amerykańskiego bombowca B-17, czy właśnie wspomniany czołg T34/85.

    W Oliwie, przy zajezdni tramwajowej, jest taka żółta budka. Mieści się w niej knajpa, która równocześnie przeraża mnie i fascynuje. Jest to bar piwny o szalenie bezpośredniej nazwie: Bar Piwny. Od lat chodzi mi po głowie, żeby do niego wstąpić, bo mam wrażenie, że to jest portal do alternatywnej wersji Gdańska, ale jakoś nigdy nie poszedłem za ciosem. Tym razem zbliżyłem się tam, z żelaznym postanowieniem, że to będzie ten dzień. Kartka przyklejona na drzwiach ściągnęła mnie jednak na ziemię. Były przecież święta, bar był nieczynny 20 i 21 kwietnia (był natomiast otwarty dzień wcześniej, kiedy byłem nad morzem). To odkrycie będzie musiało jeszcze poczekać.

    Park Oliwski jest jednym z najbanalniejszych pomysłów na spacer, jakie można mieć w Gdańsku, ale guzik mnie to obchodzi – lubię te miejsce, ma swoją magię, którą lubię sobie co jakiś czas przypomnieć. Klimatyczne alejki pośród drzew, stawy, rzadkie gatunki drzew, palmiarnia, mini wodospad, rzeźby, pałac.

    Wracając z Oliwy mijałem pewne miejsce. Od lat znajduje się tam pub – z kolejnymi wcieleniami, nazwami i właścicielami. Najpierw był tam Troll, w którym nigdy nie byłem, bo miał wśród moich znajomych złą renomę. Potem był RockOut – w tych czasach bywałem tam najczęściej, bo jeszcze mieszkałem w Gdańsku. Teraz jest tam ProRock. Wcale nie miałem planu tam wstępywać; zmierzałem już raczej do mieszkania rodziców, ale kiedy zobaczyłem ten niewielki ceglany budynek, wspomnienia zaczęły napływać. Drzwi były otwarte, więc postanowiłem na jedno piwo wstąpić.

    Co prawda z biegiem lat wystrój się poprawił, knajpa nie należy do ładnych. Nie należy też do dużych, chociaż chodnik przed wejściem i ogródek dużo zmieniają w ciepłej części roku. W środku jest tylko jedna toaleta. A zimą bywa naprawdę zimno (ludzie wtedy ogrzewają się przy kominku). Mimo wszystko, bardzo lubię to miejsce. Można tam spotkać sporo fajnych ludzi i to oni tworzą większość atmosfery. Ceglany budynek ma swój klimat. Knajpa znajduje się przy samych torach obok peronu w Oliwie; pociągi przejeżdżają dosłownie za płotem, co pobudza moją wyobraźnię. Ludzie w tych pociągach widzą nas, stojących przed knajpą, dosłownie przez chwilę, żeby zaraz ruszyć w długą drogę do zupełnie innych miejsc. Ta świadomość zawsze wprowadza mnie w specyficzny nastrój. To, że – spośród wszystkich istniejących miejsc – znaleźliśmy się wszyscy akurat w tej maleńkiej knajpie, nabiera wtedy jeszcze większego znaczenia.

    Tego dnia wcale nie wstąpiłem na jedno piwo. Zostałem tam do nocy. Pograłem chwilę w Final Fantasy 1, bo przez przypadek utraciłem zapis gry i musiałem – z notesem w ręku – odtworzyć swoje postępy. Potem rozmawiałem przy barze, z barmanem i jednym klientem. Potem do knajpy weszła para. Ona, grająca w szachy od roku, przegrała z nim, grającym znacznie dłużej. Postanowiła to sobie odbić, zapraszając do gry kolejnych facetów i pokonując jednego po drugim. Z przyjemnością przyznaję, że byłem jednym z tych upokorzonych śmiałków.

    Potem do knajpy wszedł mój przyjaciel, któremu wcześniej napisałem, gdzie jestem. Przez ostatni rok nie mieliśmy za bardzo okazji spędzić czas tylko we dwóch, jak za dawnych lat. Bardzo tego potrzebowałem, odbiliśmy sobie trochę tego wieczoru.

  • Advance Wars


    Spontaniczny wypad do Warszawy. Bulwary + uliczna galeria plakatu + Same Krafty + The Urbz: Sims in the City

    Spontaniczny wypad do Warszawy. Bulwary + uliczna galeria plakatu + Same Krafty + The Urbz: Sims in the City

    Ten wypad do Warszawy był na tyle spontaniczny, że kładąc się spać dzień wcześniej, jeszcze nie miałem żadnego planu. Wstałem rano i pomyślałem sobie, że muszę kiedyś wybrać się do stolicy. Kilka minut później postanowiłem, że to „kiedyś” będzie dziś. I tak pojechałem bez żadnego planu.

    To był trzeci raz, jak byłem w Warszawie, z czego pierwszy był za dzieciaka i niewiele pamiętam. Stolica interesuje mnie, ale też onieśmiela, bo jest ogromnym miastem. Po tym, jak wysiadłem na peronie Warszawa Centralna, postanowiłem, że chcę pospacerować po bulwarach wiślanych. Kupiłem sobie bilet całodobowy, sprawdziłem jaki autobus jedzie nad Wisłę (apka pokazała mi, że 127), a potem… spędziłem 40 minut szukając przystanku, z którego ten autobus odjeżdża.

    Zupełnie przypadkiem wpadłem na Bibliotekę Uniwersytecką – bardzo ciekawy i fotogeniczny budynek! Potem trafiłem na bulwary. I oczywiście mam świadomość, że prawdziwą magię te bulwary pokazują w środku lata, kiedy późnym wieczorem i nocą, jest tam mnóstwo ludzi, ale taki wiosenny spacer też będę miło wspominał.

    Zabawne jest to, że kiedy byłem tam, pomyślałem sobie, że pewnie warto zajrzeć pod most, bo z pewnością jest tam jakiś mural, albo inne sztuki wizualne i dokładnie tak było – na murze wisi tam ogromna kolekcja plakatów różnych twórców. Poziom tych prac jest niesamowity! Na bank dałoby się znaleźć wystawy plakatu, na których poziom jest znacznie niższy, niż w tej uliczne, niszczonej przez ludzi, galerii.

    Potem trafiłem na Starówkę. To nawet nie był plan, po prostu szedłem gdzie mnie nogi poniosą, nęcony fajnymi budynkami i uliczkami. Ładna Starówka – zadbana, nastrojowa, warto ją zobaczyć, chociaż moim zdaniem gdańska jest piękniejsza.

    Na tym etapie byłem już głodny, plus miałem niemal rozładowany telefon, więc potrzebowałem miejsca, żeby usiąść, zjeść i podładować baterię. Udało mi się znaleźć multitap Same Krafty serwujący pizzę i burgery. Bardzo klimatycznie urządzone wnętrze, na ścianach grafiki Trzech Kumpli. Pierwszy raz w życiu jadłem pizzę z oscypkiem – była przepyszna! Na barze stał przemiły młody człowiek, który mi opowiedział bardzo dużo o Warszawie. Jego uwagi zanotowałem sobie w telefonie, jako wytyczne do mojego następnego przyjazdu.

    W okolice dworca Warszawa Centralna wróciłem metrem, co było dla mnie przeżyciem, bo ja – nie do końca wiem dlaczego – bałem się metra. To był mój pierwszy raz, było fajnie. Jako, że na noc miałem wrócić do domu, musiałem się pilnować, żeby nie wsiąść w pociąg zbyt późno. Resztę czasu spędziłem w okolicach dworca. Słuchałem, jak dwie młode dziewczyny z Białorusi występują pod Pałacem Kultury – jedna grając na gitarze, druga śpiewając. Zaszedłem do Złotych Tarasów, właściwie głównie ze względu na ten ciekawy szklany dach. Usiadłem na jedno piwo w Hard Rock Cafe.

    Chyba z przejęcia, że jestem w tak ogromnym mieście podczas tego spaceru grałem mniej na konsolkach, niż zwykle. W Samych Kraftach pograłem chwilę w „Final Fantasy 1”, w Hard Rock Cafe chwilę w Advance Wars – obie gry na maleńkim Miyoo Mini. Jednak tak dłużej pograłem dopiero wieczorem, kiedy czekałem na pociąg. Siedziałem na schodach przy dworcu, grając na moim Nintendo DSi w spin-off Simsów – „The Urbz: Sims in the City”.

    Gorąco polecam zagrać w tę grę, nawet jeśli nie jesteś fanem głównej serii The Sims, tylko koniecznie w wersję handheld, z Nintendo DS, bo ona się różni od tej, która wyszła na PS2, GameCube i Xboksa.

    Żeby zobrazować, jak pozytywnie porąbana jest to gra dodam, że grę zaczynasz na dachu wieżowca, pracując jako czyściciel ptasich gówien (jest nawet mini-gierka o czyszczeniu ptasich odchodów – skądinąd bardzo wciągająca) tylko po to, żeby zostać zaraz zwolnionym. Odmawiasz jednak wyjścia z wieżowca, w którym pracujesz i postanawiasz partyzancko tam mieszkać. Jesz przekąski z zepsutego automatu, który wydaje towar bez monet. Śpisz na kanapie jednego z biur. Bierzesz prysznic na niedokończonym piętrze.

    Jest tak aż do momentu, kiedy zostaniesz na czymś przyłapany i… zostajesz aresztowany. Kolejne dni spędzasz w celi więziennej. W końcu udaje ci się przekonać policjanta, żeby zmienił twoją karę na probację, z zakazem opuszczania tego osiedla. Potem tego żałujesz, bo życie w celi było łatwiejsze, bo mogłeś napełniać wszystkie paski Simsa, tfu… Urbza, w jednym miejscu. Więc jeszcze przez kilka dni przychodzisz spać w celi, myć się w niej i oglądać telewizję, aż w końcu policjant zamyka przed tobą celę, zmuszając cię byś wynajął obskurne mieszkanko.