To jest dziwne uczucie grać w Final Fantasy 1 wiedząc, że ta gra jest w moim wieku (37 lat). Uczucie było tym intensywniejsze, że grałem w nie na ulicach rodzinnego Gdańska, w którym już nie mieszkam, na konsolce Miyoo Mini, która mieści się w dłoni.
Po tylu latach od premiery to jest nadal świetna gra! Pixel art w ogóle się nie zestarzał (choć warto dodać, że gram w wersję z GBA, z odświeżonym pixel artem, nie oryginalną wersję z NES-a). Walki wciągające. System magii jest fajnie zrobiony, bo na każdym poziomie każdej szkoły magii są 4 zaklęcia, ale twój mag może się nauczyć tylko 3 z nich, przez co zawsze trzeba wybierać. Świat jest ciekawy. Przyjemnie się go eksploruje, wysłuchując od napotkanych NPC-ów plotki, które stopniowo budują wiedzę o świecie.















Na ostatnim slajdzie widać notes. Kiedyś miałem taki zwyczaj, że grając fajne w gry, prowadziłem zeszyt z notatkami – miksem dziennika z gry, biblioteki cytatów i namiaru na ciekawe miejsca, postaci czy przedmioty, które napotkałem. Bardzo lubiłem to robić, ale w tamtym czasie przytłaczająca większość tych zapisków to były słowa, co było bardzo czasochłonne do pisania i potem równie czasochłonne, kiedy próbowałem coś odszukać. Ostatnio wróciłem do zwyczaju pamiętnika z gry, tylko opieram się przede wszystkim o niechlujne szkice cienkopisami, maźnięte kilka razy akwarelami, które dodają koloru i czytelności. Takie bazgroły zajmują mniej czasu, niż szukanie słów, a rozumiem je natychmiast, przy pobieżnym zerknięciu.


PS W następnym poście pokaże nieco więcej stron, bo akurat podczas tego spaceru ledwie zacząłem.