Ten wypad do Warszawy był na tyle spontaniczny, że kładąc się spać dzień wcześniej, jeszcze nie miałem żadnego planu. Wstałem rano i pomyślałem sobie, że muszę kiedyś wybrać się do stolicy. Kilka minut później postanowiłem, że to „kiedyś” będzie dziś. I tak pojechałem bez żadnego planu.

To był trzeci raz, jak byłem w Warszawie, z czego pierwszy był za dzieciaka i niewiele pamiętam. Stolica interesuje mnie, ale też onieśmiela, bo jest ogromnym miastem. Po tym, jak wysiadłem na peronie Warszawa Centralna, postanowiłem, że chcę pospacerować po bulwarach wiślanych. Kupiłem sobie bilet całodobowy, sprawdziłem jaki autobus jedzie nad Wisłę (apka pokazała mi, że 127), a potem… spędziłem 40 minut szukając przystanku, z którego ten autobus odjeżdża.



Zupełnie przypadkiem wpadłem na Bibliotekę Uniwersytecką – bardzo ciekawy i fotogeniczny budynek! Potem trafiłem na bulwary. I oczywiście mam świadomość, że prawdziwą magię te bulwary pokazują w środku lata, kiedy późnym wieczorem i nocą, jest tam mnóstwo ludzi, ale taki wiosenny spacer też będę miło wspominał.





Zabawne jest to, że kiedy byłem tam, pomyślałem sobie, że pewnie warto zajrzeć pod most, bo z pewnością jest tam jakiś mural, albo inne sztuki wizualne i dokładnie tak było – na murze wisi tam ogromna kolekcja plakatów różnych twórców. Poziom tych prac jest niesamowity! Na bank dałoby się znaleźć wystawy plakatu, na których poziom jest znacznie niższy, niż w tej uliczne, niszczonej przez ludzi, galerii.







































Potem trafiłem na Starówkę. To nawet nie był plan, po prostu szedłem gdzie mnie nogi poniosą, nęcony fajnymi budynkami i uliczkami. Ładna Starówka – zadbana, nastrojowa, warto ją zobaczyć, chociaż moim zdaniem gdańska jest piękniejsza.








Na tym etapie byłem już głodny, plus miałem niemal rozładowany telefon, więc potrzebowałem miejsca, żeby usiąść, zjeść i podładować baterię. Udało mi się znaleźć multitap Same Krafty serwujący pizzę i burgery. Bardzo klimatycznie urządzone wnętrze, na ścianach grafiki Trzech Kumpli. Pierwszy raz w życiu jadłem pizzę z oscypkiem – była przepyszna! Na barze stał przemiły młody człowiek, który mi opowiedział bardzo dużo o Warszawie. Jego uwagi zanotowałem sobie w telefonie, jako wytyczne do mojego następnego przyjazdu.




W okolice dworca Warszawa Centralna wróciłem metrem, co było dla mnie przeżyciem, bo ja – nie do końca wiem dlaczego – bałem się metra. To był mój pierwszy raz, było fajnie. Jako, że na noc miałem wrócić do domu, musiałem się pilnować, żeby nie wsiąść w pociąg zbyt późno. Resztę czasu spędziłem w okolicach dworca. Słuchałem, jak dwie młode dziewczyny z Białorusi występują pod Pałacem Kultury – jedna grając na gitarze, druga śpiewając. Zaszedłem do Złotych Tarasów, właściwie głównie ze względu na ten ciekawy szklany dach. Usiadłem na jedno piwo w Hard Rock Cafe.







Chyba z przejęcia, że jestem w tak ogromnym mieście podczas tego spaceru grałem mniej na konsolkach, niż zwykle. W Samych Kraftach pograłem chwilę w „Final Fantasy 1”, w Hard Rock Cafe chwilę w Advance Wars – obie gry na maleńkim Miyoo Mini. Jednak tak dłużej pograłem dopiero wieczorem, kiedy czekałem na pociąg. Siedziałem na schodach przy dworcu, grając na moim Nintendo DSi w spin-off Simsów – „The Urbz: Sims in the City”.


Gorąco polecam zagrać w tę grę, nawet jeśli nie jesteś fanem głównej serii The Sims, tylko koniecznie w wersję handheld, z Nintendo DS, bo ona się różni od tej, która wyszła na PS2, GameCube i Xboksa.
Żeby zobrazować, jak pozytywnie porąbana jest to gra dodam, że grę zaczynasz na dachu wieżowca, pracując jako czyściciel ptasich gówien (jest nawet mini-gierka o czyszczeniu ptasich odchodów – skądinąd bardzo wciągająca) tylko po to, żeby zostać zaraz zwolnionym. Odmawiasz jednak wyjścia z wieżowca, w którym pracujesz i postanawiasz partyzancko tam mieszkać. Jesz przekąski z zepsutego automatu, który wydaje towar bez monet. Śpisz na kanapie jednego z biur. Bierzesz prysznic na niedokończonym piętrze.
Jest tak aż do momentu, kiedy zostaniesz na czymś przyłapany i… zostajesz aresztowany. Kolejne dni spędzasz w celi więziennej. W końcu udaje ci się przekonać policjanta, żeby zmienił twoją karę na probację, z zakazem opuszczania tego osiedla. Potem tego żałujesz, bo życie w celi było łatwiejsze, bo mogłeś napełniać wszystkie paski Simsa, tfu… Urbza, w jednym miejscu. Więc jeszcze przez kilka dni przychodzisz spać w celi, myć się w niej i oglądać telewizję, aż w końcu policjant zamyka przed tobą celę, zmuszając cię byś wynajął obskurne mieszkanko.


