Blog tego gościa, który się szlaja. 📸

  • Warszawa


    15 obrazów, które zrobiły na mnie największe wrażenie na wystawie w Muzeum Sztuki Fantastycznej

    15 obrazów, które zrobiły na mnie największe wrażenie na wystawie w Muzeum Sztuki Fantastycznej

    Moja wizyta w Muzeum Sztuki Fantastycznej była zupełnie przypadkowa. Podczas majówkowego wypadu spontanicznie zdecydowałem, że chcę poszlajać się po warszawskiej Pradze i nogi poniosły mnie między innymi do Konesera. Tam zobaczyłem plakaty reklamujące wystawę i od razu wiedziałem, że muszę ją zobaczyć. Wszedłem, spytałem, czy wolno robić zdjęcia, kupiłem bilet normalny za 40 zł, no i zabrałem się za oglądanie.

    Zdjęcia z telefonu, zmniejszone do szerokości 1000 pikseli, może i rozbudzają wyobraźnię, ale nie oddają dreszczy, jakie biegną po twoim ciele, kiedy zbliżasz twarz do obrazu i widzisz każde pociągnięcie pędzla. Dlatego zachęcam, żebyście wybrali się na tę wystawę (trwa do 25.05.2025) i zobaczyli to na własne oczy. Szczególnie, że to jest bardzo wąska selekcja 15 obrazów, które zrobiły największe wrażenie akurat na mnie. Tam jest sporo świetnych obrazów, w różnych stylach, i założę się, że wasze top 15 byłoby zupełnie inne.


    Dla mnie największym odkryciem wystawy jest Jacek Szynkarczuk. To przy jego obrazach stałem najdłużej (prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że w pewnym momencie przeniknę na jego płyty i będę mógł zamieszkać w kreowanym przez niego świecie) i to właśnie jego obrazów wybrałem najwięcej do tej piętnastki, bo aż cztery. Szynkarczuk ma jedno i drugie – warsztat i wyobraźnię. Uważam, że na zdjęciach również wygląda to super, ale gorąco polecam zobaczenie tego na żywo, bo technika i precyzja Szynkarczuka, to jest jakiś kosmos.

    Najpiękniejszy jest jego obraz „Oaza” (olej na płycie, 2024), przy którym spędziłem najwięcej czasu, rozmawiając z innym odwiedzającym, który też zakochał się w tej pracy, a potem jeszcze wróciłem do niego ze dwa razy, zaburzając ścieżkę oglądania. Jest coś hipnotyzującego w tym pęknięciu z wodą, w tej rybie i w tym mieście.

    „Przystań między oceanami” (olej na płycie, 2024).

    „Na szlaku światła” (olej na płycie, 2025).

    „Port syren” (olej na płycie, 2024).


    Pomysł postaci, która wygląda spoza kadru, „spoza fotografii”, bardzo mi się spodobał i praca Andrzeja Olczyka, „Kowaliki” (olej na płycie, 2023), zaklęła mnie na długą chwilę w bezruchu.


    Kiedy zbliżyłem się do tej pracy, momentalnie poczułem dreszcze, chłód i strach. „Maska” (olej na płótnie, 2024) Mariusza Krawczyka pochodzi wprost z koszmarów – z tych momentów, kiedy na granicy snu i jawy, niechcąco spoglądasz „za kotarę” rzeczywistości, żeby natychmiast tego pożałować.

    Podobnie jest z inną Krawczyka, „Dom, którego nie było III” (olej na płótnie, 2024).


    Taki hiperrealizm nie jest moim najulubieńszym stylem, ale praca „doMY02” (olej na płótnie, 2025) Michała Powałki jest po prostu świetna. Jest w tym pomysł, fajne zestawienie kolorów i emocjonalna reakcja.


    Wiesław Wałkuski „Une Chienne Andalouse” (olej na płycie, 2024). Przewspaniały obraz, który zamieszka we mnie na zawsze.

    Tę pracę Wałkuskiego, „Kwiaty z Wenecji” (olej na płótnie, 1992), zobaczyłem po raz pierwszy podczas tej wystawy (nawet jest na ulotce). Jest w niej coś elektryzującego.


    Zdzisław Beksiński „Bez tytułu” (olej na płycie, 1976) – to nie jest najlepszy Beksiński, ale jest naprawdę dobrze. Bardzo symboliczna i wstrząsająca praca.


    Ta praca Wojciecha Siudmaka, „Całkowita regeneracja” (akryl na płótnie, 1997), byłaby tu dla samej kolorystyki (to, że niemalże cała praca wykorzystuje jasne barwy, jest więcej, niż przewspaniałe), nawet gdyby nie miała też tak świetnego motywu.


    Ta praca Krzysztofa Powałki jest zatytułowana „Polowanie” i jest wstrząsająco dobra. Poroże powstające z jej wszechobecnych dłoni i ta wzruszająca rana postrzałowa mówią wszystko, co powinny mówić.


    Kiedy zbliżysz się do tej pracy, „Bez tytułu” (olej na płycie, 2024) Sebastiana Smarowskiego, i zobaczysz jej oczy, możesz doświadczyć intrygującego odczucia. Przynajmniej tak było ze mną.


    No i Smarowski po raz drugi, znów „Bez tytułu” (olej na płycie, 2025). Piękne zestawienie kolorów, ciekawy motyw, intrygująca bohaterka. Praca wciąga, to na pewno.

  • Warszawa


    Majówkowy wypad do Warszawy. The Urbz: Sims in the City na Nintendo DSi + Praga + street art + drobne zakupy w Paper Concept + nieco Starego Miasta

    Majówkowy wypad do Warszawy. The Urbz: Sims in the City na Nintendo DSi + Praga + street art + drobne zakupy w Paper Concept + nieco Starego Miasta

    Tym razem wyjazd był zaplanowany i dzień wcześniej miałem pokupowane wszystkie bilety. Z domu miałem wyjść po siódmej, żeby zdążyć na 8:00 do sąsiedniej wsi na pociąg do Widzewa. 8:16 miał być pociąg Esperanto, najkrótsze połączenie z Łodzi do Warszawy, jadący dosłownie godzinkę. Byłem tak zaspany, że zagapiłem się i przejechałem Widzew, wysiadając dopiero w Łodzi Fabrycznej, skąd mój pociąg już zdążył odjechać. Na szybko kupiłem bilet na kolejny pociąg, ale nie tylko miał być dopiero o 8:35, to jeszcze miał jechać godzinę i 37 minut. Jakby tego było mało, spóźnił się o 26 minut, więc na starcie dnia mój spacer skrócił się o ponad godzinę.

    Zabrałem ze sobą tylko jedną konsolę – Nintendo DSi – i cały dzień grałem tylko w jedną grę – “The Urbz: Sims in the City”, czyli spin-off Simsów, w którym się zakochałem. Jak wspaniale porąbana jest ta gra już przybliżyłem opisując jak się zaczyna po poprzednim wyjeździe do Warszawy. Dziś tylko dodam, że jedną z moich ulubionych elementów jest sposób, w jakim działają rozmowy.

    Otóż w grze można napotkać całą plejadę bardzo wyrazistych postaci, mniej lub bardziej dziwacznych. Kiedy rozmawiasz z nimi dostajesz zawsze cztery tematy, które możesz poruszyć, które pojawią się w różnych, chyba losowych, kombinacjach. Twoim zadaniem jest wyczuć, które z tematów spodobają się konkretnemu rozmówcy, posuwając pasek przyjaźni. Na początku robisz to głównie na chybił trafił, lekko tylko sugerując się ich wyglądem, strojem i sposobem, w jaki się przedstawili. Z czasem zaczynasz rozgryzać ich osobowości i zaczynasz dedukować odpowiedzi na podstawie kształtującej się wizji tego kim są. Przeważnie da się bazować na dość stereotypowych połączeniach, natomiast sporadycznie bohaterowie nas mogą zaskoczyć. Mega dobrze bawię się podczas tych rozmów, bo odpowiedzi są prześmiesznie napisane, zarówno te, kiedy trafisz, jak i te, kiedy się pomylisz.

    W Warszawie było ciepło i słonecznie. Błękitne niebo, z pojedynczymi chmurami wisiało nad miastem. Tego dnia na stadionie PGE Narodowy miał odbyć się finał Pucharu Polski w “gałę” – Legia Warszawa kontra Pogoń Szczecin. W okolicach stadionu, które mijałem jeździło mnóstwo radiowozów, wszędzie były patrole piesze policji, na niebie latał helikopter.

    Już będąc w pociągu spontanicznie zdecydowałem, że tym razem chcę poszlajać się po warszawskiej Pradze i tak właśnie zrobiłem. Porobiłem zdjęcia streetartu i budynkom, które wpadły mi w oko. Zerkając w Google Mapy zobaczyłem, że w Galerii Wileńskiej jest CeX, międzynarodowa sieć sklepów z używaną elektroniką, więc zaszedłem tam i kupiłem za kilka dyszek jakąś grę w ciemno. No dobra, prawie w ciemno, bo wiem, że lubię japońskie visual novel.

    Po drodze znalazłem dwa budynki połączone na samej górze dwupiętrowym łącznikiem. Przedziwne, ale wspaniałe rozwiązanie. Jestem ciekawy, jak to działa w praktyce. Czy mieszkania, które się tam znajdują dzielą się pomiędzy obie bryły?

    Wpadłem też na coś, co się nazywa Centrum Praskim “Koneser”. To jest taki kompleks odrestaurowanych budynków z czerwonej cegły, w którym są różne miejscówki – nie miałem czasu, żeby się dokładnie przyglądać, co tam jest, ale dwa miejsca natychmiast wpadły mi w oko.

    Pierwszym był stacjonarny sklep Paper Concept, mojego dilera notesów do akwareli. Jako amator lubię mieć coś przyzwoitej jakości, ale też nie ma sensu, żebym w swoje bazgroły zbyt dużo inwestował. U nich są takie fajne notesy marki Talens Art Creation, które mają bardzo spoko stosunek jakości do ceny. Zwykle kupuję format 9×14 cm, ale tym razem wziąłem 12×12 cm, bo mam pewien pomysł.

    Oprócz tego znalazłem coś, czego szukałem od jakiegoś czasu – maleńką paletę na farby akwarelowe w półkostkach. Posiadam dwie palety – Renesansu i Winsor & Newton. Renesansu jest metalowa (tak jak lubię najbardziej), z dwoma rozkładanymi skrzydłami (to jest dla mnie mega ważne), ale ona jest naprawdę duża (mieszczę w niej prawie 40 półkostek), więc nadaje się głównie do domu. Winsor & Newton jest plastikowa, na 12 półkostek, z miejscem na waterbrush, no i jest ze dwa razy mniejsza od renesansowej. Jest bardzo fajna, jeśli idę na spacer niedaleko i zabieram ze sobą tylko kilka rzeczy. Jednak na wyjazdy w stylu “jadę na pół doby do Warszawy”, marzyła mi się mniejsza, bo w takich okolicznościach każdy skrawek plecaka jest cenny.

    Znalazłem pustą paletkę krakowskiej marki Roman Szmal z nowej serii. Jeszcze nie miałem okazji testować, bo akurat podczas tego spaceru sobie odpuściłem kontynuowanie pamiętnika z gryFinal Fantasy 1„, ale w teorii jest idealna. Jest metalowa. Jest maleńka, jeszcze z połowę mniejsza od tej Winsor & Newton. Ma dwa rozkładane skrzydła. Na dole ma pierścień na palec, który się czasami przydaje. Mieści 12 półkostek na płytce z zaczepami (najlepsze rozwiązanie), która jest wyciągana, więc możesz umyć resztę paletki, nie zalewając farb. Akurat w tym sklepie był tylko jeden z wariantów kolorystycznych, ale ten mi się podoba.

    Drugim miejscem, które odwiedziłem w Koneserze, było Muzeum Sztuki Fantastycznej, w którym trwa świetna wystawa malarstwa i rzeźby (więcej o niej w osobnym wpisie).

    Zupełnie przypadkiem wpadłem na najdłuższy budynek w Warszawie, zwany – jak sprawdzałem na Wikipedii – Jamnikiem, Deską lub Mrówkowcem. W porównaniu do gdańskiego falowca przy ul. Obrońców Wybrzeża, budynek ten jest znacznie krótszy (860 do 508 metrów) i mniej ciekawy architektonicznie, ale i tak fajnie było go zobaczyć. Chciałbym kiedyś zabawić tam dłużej i pogadać z mieszkańcami, tak jak setki razy rozmawiałem z mieszkańcami falowców.

    Podczas takiego tak długich spacerów robię od 400 do 800 zdjęć, z czego ostatecznie używam małą część. Bateria mojego smartfona, Samsunga S21 Ultra, pada wtedy mega szybko, szczególnie jak jest słonecznie i ekran cały świeci pełną mocą. Nie tylko rozładowałem sam Smartfon, ale też powerbank 20000 mAh, więc musiałem gdzieś nakarmić smartfon i siebie. Początkowo próbowałem coś znaleźć w Google Maps, ale jakoś mi nie szło, więc wsiadłem w tramwaj i pojechałem na Stare Miasto, do multitapu Same Krafty, który już znałem. Niestety, nie było w pracy barmana, z którym wtedy tak dużo rozmawiałem. Powtórzyłem pizzę z kozim serem, oscypkiem i żurawiną, wypiłem piwa wędzone i pograłem trochę w “The Urbz: Sims in the City”, gdzie od jednego z bohaterów otrzymałem… deskolotkę z “Powrotu do Przyszłości”. Poza tym odkryłem, że jak masz gościa i usiądziesz na kibelku, gość stoi obok ciebie i się patrzy. Kocham tę grę!

    Kiedy już wracałem w kierunku dworca Warszawa Centralna, na niebie wisiały ciemne chmury. Zaczynał wzbierać ten charakterystyczny, chaotyczny wiatr, który pojawia się chwilę przed burzą. Przez pewien czas tylko kropiło, ale w pewnym momencie lunęło, a nawet kilka razy zagrzmiało. Na wszystko byłem gotowy. Miałem w plecaku przeciwdeszczową ochronę dla siebie i dla plecaka.

    Czekając na pociąg powrotny do Łodzi miałem dopiero czas, żeby coś poczytać o grze na Switcha, którą kupiłem w CeX – “Archetype Arcadia”. Kupiłem ją niemalże w ciemno, wiedząc tylko, że to jedno z moich ulubionych połączeń: japońskie visual novel. Opis na pudełko głosi, po tłumaczeniu: “Zanurz się w mroczną powieść wizualną pełną tajemnic. Odkryj prawdę stojącą za śmiertelną chorobą, która zgładziła większość ludzkości, gdzie jedyną ucieczką jest wirtualny świat”.

  • Warszawa


    Spontaniczny wypad do Warszawy. Bulwary + uliczna galeria plakatu + Same Krafty + The Urbz: Sims in the City

    Spontaniczny wypad do Warszawy. Bulwary + uliczna galeria plakatu + Same Krafty + The Urbz: Sims in the City

    Ten wypad do Warszawy był na tyle spontaniczny, że kładąc się spać dzień wcześniej, jeszcze nie miałem żadnego planu. Wstałem rano i pomyślałem sobie, że muszę kiedyś wybrać się do stolicy. Kilka minut później postanowiłem, że to „kiedyś” będzie dziś. I tak pojechałem bez żadnego planu.

    To był trzeci raz, jak byłem w Warszawie, z czego pierwszy był za dzieciaka i niewiele pamiętam. Stolica interesuje mnie, ale też onieśmiela, bo jest ogromnym miastem. Po tym, jak wysiadłem na peronie Warszawa Centralna, postanowiłem, że chcę pospacerować po bulwarach wiślanych. Kupiłem sobie bilet całodobowy, sprawdziłem jaki autobus jedzie nad Wisłę (apka pokazała mi, że 127), a potem… spędziłem 40 minut szukając przystanku, z którego ten autobus odjeżdża.

    Zupełnie przypadkiem wpadłem na Bibliotekę Uniwersytecką – bardzo ciekawy i fotogeniczny budynek! Potem trafiłem na bulwary. I oczywiście mam świadomość, że prawdziwą magię te bulwary pokazują w środku lata, kiedy późnym wieczorem i nocą, jest tam mnóstwo ludzi, ale taki wiosenny spacer też będę miło wspominał.

    Zabawne jest to, że kiedy byłem tam, pomyślałem sobie, że pewnie warto zajrzeć pod most, bo z pewnością jest tam jakiś mural, albo inne sztuki wizualne i dokładnie tak było – na murze wisi tam ogromna kolekcja plakatów różnych twórców. Poziom tych prac jest niesamowity! Na bank dałoby się znaleźć wystawy plakatu, na których poziom jest znacznie niższy, niż w tej uliczne, niszczonej przez ludzi, galerii.

    Potem trafiłem na Starówkę. To nawet nie był plan, po prostu szedłem gdzie mnie nogi poniosą, nęcony fajnymi budynkami i uliczkami. Ładna Starówka – zadbana, nastrojowa, warto ją zobaczyć, chociaż moim zdaniem gdańska jest piękniejsza.

    Na tym etapie byłem już głodny, plus miałem niemal rozładowany telefon, więc potrzebowałem miejsca, żeby usiąść, zjeść i podładować baterię. Udało mi się znaleźć multitap Same Krafty serwujący pizzę i burgery. Bardzo klimatycznie urządzone wnętrze, na ścianach grafiki Trzech Kumpli. Pierwszy raz w życiu jadłem pizzę z oscypkiem – była przepyszna! Na barze stał przemiły młody człowiek, który mi opowiedział bardzo dużo o Warszawie. Jego uwagi zanotowałem sobie w telefonie, jako wytyczne do mojego następnego przyjazdu.

    W okolice dworca Warszawa Centralna wróciłem metrem, co było dla mnie przeżyciem, bo ja – nie do końca wiem dlaczego – bałem się metra. To był mój pierwszy raz, było fajnie. Jako, że na noc miałem wrócić do domu, musiałem się pilnować, żeby nie wsiąść w pociąg zbyt późno. Resztę czasu spędziłem w okolicach dworca. Słuchałem, jak dwie młode dziewczyny z Białorusi występują pod Pałacem Kultury – jedna grając na gitarze, druga śpiewając. Zaszedłem do Złotych Tarasów, właściwie głównie ze względu na ten ciekawy szklany dach. Usiadłem na jedno piwo w Hard Rock Cafe.

    Chyba z przejęcia, że jestem w tak ogromnym mieście podczas tego spaceru grałem mniej na konsolkach, niż zwykle. W Samych Kraftach pograłem chwilę w „Final Fantasy 1”, w Hard Rock Cafe chwilę w Advance Wars – obie gry na maleńkim Miyoo Mini. Jednak tak dłużej pograłem dopiero wieczorem, kiedy czekałem na pociąg. Siedziałem na schodach przy dworcu, grając na moim Nintendo DSi w spin-off Simsów – „The Urbz: Sims in the City”.

    Gorąco polecam zagrać w tę grę, nawet jeśli nie jesteś fanem głównej serii The Sims, tylko koniecznie w wersję handheld, z Nintendo DS, bo ona się różni od tej, która wyszła na PS2, GameCube i Xboksa.

    Żeby zobrazować, jak pozytywnie porąbana jest to gra dodam, że grę zaczynasz na dachu wieżowca, pracując jako czyściciel ptasich gówien (jest nawet mini-gierka o czyszczeniu ptasich odchodów – skądinąd bardzo wciągająca) tylko po to, żeby zostać zaraz zwolnionym. Odmawiasz jednak wyjścia z wieżowca, w którym pracujesz i postanawiasz partyzancko tam mieszkać. Jesz przekąski z zepsutego automatu, który wydaje towar bez monet. Śpisz na kanapie jednego z biur. Bierzesz prysznic na niedokończonym piętrze.

    Jest tak aż do momentu, kiedy zostaniesz na czymś przyłapany i… zostajesz aresztowany. Kolejne dni spędzasz w celi więziennej. W końcu udaje ci się przekonać policjanta, żeby zmienił twoją karę na probację, z zakazem opuszczania tego osiedla. Potem tego żałujesz, bo życie w celi było łatwiejsze, bo mogłeś napełniać wszystkie paski Simsa, tfu… Urbza, w jednym miejscu. Więc jeszcze przez kilka dni przychodzisz spać w celi, myć się w niej i oglądać telewizję, aż w końcu policjant zamyka przed tobą celę, zmuszając cię byś wynajął obskurne mieszkanko.