Blog tego gościa, który medytuje szlajając się bez celu, strzelając fotki, prowadząc sesje RPG i grając w gry wideo.

Odwiedziłem Muzeum Kinematografii w Łodzi mieszczące się w dawnym pałacu fabrykanta Karola Scheiblera

Zacznę od tego, że żaden ze mnie kinomaniak.

Gdyby nie to, że Ola lubi oglądać filmy i seriale, raczej nie posiadałbym subskrypcji do platform streamingu wideo i raczej bym nie żałował, bo chociaż trudno dziś znaleźć produkcje tragiczne (schematy tworzenia są już na tyle opracowane), jeszcze trudniej znaleźć produkcje na tyle wyjątkowe, żeby zostały z tobą na zawsze. Mi samemu wystarczyłby pendrajw, na który zgrałbym moje najukochańsze filmy i seriale, które katowałbym do końca życia.

Głównie starsze rzeczy: „Z Archiwum X”, „Przyjaciele”, „Seksmisja”, „To” (wersja z 1990 roku), „Truman Show”, „Dragon Ball”, „Kroniki Seinfelda”, „Przystanek Alaska”, „Miasteczko Twin Peaks”, „Hotel Zacisze”, „Forrest Gump”, „Dzień świra”, „Kingsajz”, „Niewinni czarodzieje”. Do tego trochę późniejszych, jak „Technicy-magicy”, „Mr. Robot”, „Biuro”, „Battlestar Galactica”. Do tego garstka niedawnych arcydzieł: „1670”, „Castlevania” (Nocturne też, ale przede wszystkim oryginalna — scena walki z Draculą to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie rozrywka ma do zapronowania), „Arcane”.

Muzeum Kinematografii odwiedziłem spontanicznie, bo gdzieś w sieci mignęło mi, że można tam zobaczyć rekwizyty z filmu „Kingsajz” — wielgachne przedmioty, które miały powodować, że aktorzy będą wydawać się maleńcy. Absolutnie kocham ten film! Zresztą w ogóle ten rodzaj kina, który swojego czasu w Polsce powstał, bez kopiowania Ameryki, tylko tak cudownie „po naszemu”.

W muzeum znalazłem jednak mnóstwo innych rzeczy, które mnie bardzo zainteresowanych, tych powiązanych z filmem i nie tylko. W środku znajduje się naprawdę sporo eksponatów (podobno około pięćdziesięciu tysięcy), bardzo fajnie opisanych. Stare kamery, stary sprzęt do oglądania zdjęć, ulotki, plakaty filmowe, wycinki z gazet, fotografie, zapętlone fragmenty filmów i filmików, rekwizyty, kostiumy, scenografia, miniatury.

Jednym z najciekawszych przystanków na trasie zwiedzania jest fotoplastykon, czyli taki wielgachny automat do oglądania fotografii stereoskopowych. Fotoplastykon stojący w Łodzi, tzw. Cesarska Panorama (Kaiser-Panorama), został skonstruowany przez Augusta Fuhrmanna w okolicach 1900 roku. Jest to jedyny oryginał w Polsce i jeden z sześciu zachowanych na świecie.

Działa to na takiej zasadzie, że są ustawione obok siebie dwie fotografie, w których kadr jest odrobinę przesunięty względem siebie. Pomiędzy soczewkami jest przegródka, która powoduje, że każde oko widzi tylko jedno ze zdjęć, a nasz umysł tworzy z tego obraz, który zdaje się mieć głębię, „trójwymiarowość”. Naprawdę polecam tego doświadczyć, robi wrażenie, że ludzie sobie oglądali taki efekt zdjęć jakieś sto dziesięć lat przed premierą Nintendo 3DS.

Jeżeli macie wykupione oprowadzanie przez przewodnika (130 zł dla grupy do 15 osób; dodatkowo do biletu 28 zł), będziecie mogli obejrzeć wszystkie zdjęcia, siedząc przy jednym z 25 stanowisk, bo uruchomiony zostanie mechanizm przesuwający). Pojedynczy odwiedzający muszą po prostu usiąść po kolei na każdym z krzesełek.

Nie wiem, jak często są zmieniane fotografie w fotoplastykonie, ale kiedy ja byłem, można było oglądać kadry ze starych polskich filmów.

Jedno ze stanowisk, z „Misiem Uszatkiem”, miało oderwany prawy wizjer, przez co można było zajrzeć do środka i dobrze zobaczyć wspomnianą przegródkę, światło i kontynuację płytki, na której było lewe zdjęcie.

Wśród eksponatów muzeum jest też przeglądarka stereoskopowa marki H.C. White & Co., czyli taki przenośny fotoplastykon. Wygląda to trochę, jak gogle VR, tylko zamiast ekranów, jest płytka z dwiema fotografiami z nieco przesuniętymi kadrami i przegródką, która powoduje, że każde oko widzi tylko jedno zdjęcie.

Na tym etapie mam dwie rzeczy do napisania.

Po pierwsze, kiedy tam byłem, 22.05.2025, na całej trasie zwiedzania w różnych miejscach były poukrywane pluszaki z postaciami z „Muminków”. Miała to być zabawa dla dzieciaków, połączona z wernisażem wystawy „Muminki: drzwi są zawsze otwarte”, który miał się odbyć popołudniu tego samego dnia (będę chciał się na nią wybrać!).

Po drugie, zupełnie osobną atrakcją muzeum jest sam budynek — Pałac Scheiblerów. Oczywiście budynek został przerobiony na potrzeby funkcjonowania muzeum. Przeprowadzono gruntowny remont, dobudowano klatkę schodową i windę, umożliwiającą dostęp dla osób z niepełnosprawnościami. Jest jednak jeden fragment pałacu, który pozostał niemalże niezmieniony – z oryginalnym wystrojem, meblami, piecami.

I ten fragment zrobił na mnie największe wrażenie.

Gdybyście tam byli, zadawajcie opiekunce tej części wystawy pytania. Ta pani jest przemiła, zna mnóstwo ciekawostek i opowiada je z dużą pasją. Przyjeżdżam do Łodzi już dobre trzynaście lat, więc oczywiście od dawna mam świadomość, że kiedyś w Łodzi tętnił przemysł tekstylny i że byli tu bogaci fabrykanci, ale przyznaję bez bicia, że skalę ich bogactwa oraz ich wpływy, pojąłem dopiero tego dnia.

Ten pałac należał do Karola Scheiblera, najpotężniejszego z fabrykantów tekstylnych, którzy zmienili Łódź z kilku kropek na mapie w trzecie najbardziej zaludnione miasto w Polsce. Żeby uświadomić o jakiej potędze mówimy, Scheibler był najpotężniejszych tekstylnym fabrykantem w całym Carstwie Rosyjskim, realizującym 60% tego przemysłu w Królestwie Polskim. Mówimy o człowieku, który — w przełożeniu na współczesne realia — byłby multimiliarderem. Człowieku, który w czasach, kiedy Łódź nie miała elektryczności, posiadał własną elektrownię, zasilającą jego fabryki i pałac. Człowieku, który — w czasach, kiedy żarówka kosztowała równowartość rocznej pensji Łodzianina — posiadał 36 żarówek w samej tylko jadalni. Człowieku, który ufundował tory i perony kolejowe, które połączyły Warszawę z Łodzią. Człowieku, który fundował kościoły kilku wyznań, tylko dlatego, że widział w tym reklamę. Kiedy władza żałowała pieniędzy na coś, co ulepszy i rozwinie Łódź, Scheibler z kolegami kaszleli rublami. Scheibler, jego dzieci i potem jego żona, wdowa po nim, wspierali społeczność Łodzi budując szkoły i szpitale, tworząc straż pożarną, bibliotekę, ochronę dla dzieci, sklepy.

Najstarszym przedmiotem w pałacu jest ten kafelek (poniżej) sprowadzony zza granicy, dla którego na zamówienie dobudowano cały piec (powyżej).

Inny z pieców ma przykładowo rzeźby ryb z rozdziawionymi otworami gębowymi, z których płynęło gorące powietrze.

W innym z pomieszczeń stoi sprowadzany z jakiegoś słynnego warsztatu kredens (tam są nawet wysuwane szuflady z ceramicznymi płytkami, żeby móc postawić gorący gar i nie zniszczyć drewna!). W tym meblu zakochała się córka Scheiblerów, więc całe pomieszczenie zostało dobudowane tak, żeby pasować do kredensu.

Największe wrażenie zrobił na mnie gabinet Karola Scheiblera. Nie ma w tym zresztą niczego dziwnego — tak właśnie został zaprojektowany: żeby odwiedzający mimowolnie czuł, że właściciela gabinetu należy traktować poważnie.

Przyznaję, że rozmowa z opiekunką wystawy mnie tak nakręciła na ten temat, że po powrocie do domu zacząłem ślęczeć na Wikipedii, a potem kupiłem ebooka „Łódź. Ziemia wymyślona” Błażeja Ciarkowskiego i teraz czytam go.

Bardzo ciekawa jest też część rekwizytami, scenografią i kostiumami. Jest tam sporo rzeczy, które dla mnie, niedzielnego odbiorcy filmów, nic nie mówiły (koniecznie wybierzcie się sami, na bank zobaczycie coś
„pod siebie”), ale nawet ja wyszperałem wspaniałe rzeczy! Trudno jest w ogóle opisać podekscytowanie, jakie mi towarzyszyło, jak zobaczyłem szuflady będące fragmentem Szuflandii z „Kingsajz”.

Albo jak zobaczyłem kostiumy z „Seksmisji” — jednego z moich najukochańszych filmów. Po lewej widać kostium uczennicy Ligi Kobiet, a po prawej oczywiście kostium Lamii Reno granej przez Bożenę Stryjkówną, która wyglądała w tej roli zjawiskowo i zbudowała ikoniczną, bardzo wyrazistą postać.

Fajnie było też zobaczyć kostium krasnoludka z „Kingsajz” czy tytułowej postaci z „Podróży Pana Kleksa”.

Kadr z filmu „Kingsajz” (1987, reż. Juliusz Machulski), na którym widać strój krasnoludka.

Wrażenie robiła też scenografia Ryszarda Kai z filmu „Märchenbilder. Obrazki z bajek” (1998, reż. Marek Skrobecki).

Repliki neonów łódzkich kin.

Kolekcja plakatów filmowych.

Najwyższe piętro zajmuje wystawa stała „Pałac pełen bajek”. Można tam zobaczyć sporo postaci z polskich animowanych filmów: Bolka i Lolka, Reksia, Misia Uszatka, Misia Colargola, Smoka Wawelskiego, Bartoliniego Bartłomieja i inne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *